Kosmiczne marzenia
Uwielbiam przeprowadzać rozmowy z moim czterolatkiem. Rytuałem jest
dialog w pieleszach przed spaniem. Rozmawiamy o wszystkim,najczęściej
podsumowując miniony dzień. Mam wrażenie(pewnie jak każda mama),że
urodziłam najmądrzejszą małą główkę pod słońcem:)Zadziwia mnie swoją
elokwencją,mądrymi spostrzeżeniami, empatią...Kochany
taki,troskliwy.
Dawno temu czytałam o więzi matki z synem,takiej
naturalnie się tworzonej...Jest!więź cudowna ale zapewne na nią
zapracowałam,nic nie tworzy się samo. Uwaga,poświecenie, tylko nasze
rytuały i moim zdaniem długotrwałe karmienie piersią,to wszystko
wpłynęło na to,że jest jak jest.
Przy jednej z wieczornych rozmów
rzecz dotyczyła marzeń. Nikoś zauroczony ostatnio nauką o kosmosie i
wzbogacony wiedzą o nazwach planet stwierdził,że ma marzenie polecieć
kiedyś na marsa...i wiecie co?...mam lecieć z nim. On zapewni w rakiecie
kuchnię dla mnie(no,świetnie!) :) Wygłupiając się i tuląc temat marzeń
był kontynuowany.
"A Ty masz marzenie mamo?"-usłyszałam.
"Tak,leży
przede mną w pidżamce batmana a drugie z moich marzeń właśnie mnie kopie
w brzuszku"-synek to usłyszawszy spojrzał na mnie wymownie,mocno
przytulił i pocałował siostrę w brzuchu.
Dla takich chwil warto żyć!